W zimny środowy wieczór z niewielkiego miasta na Śląsku wyruszyły cztery misje kosmiczne. W przeciągu kilku godzin byliśmy światkami wyścigu na Marsa, katastroficznych w skutkach uderzeń promieniowania Słońca, wspólnych misji ratunkowych, eksploracji kosmosu, zakładania baz oraz fabryk i wielu przygód. Był płacz, były wybuchy śmiechu oraz wiele gry nad stołem.
Czterech śmiałków spróbowało swoich sił w High Frontier 4 All. Dla części z nas był to pierwszy kontakt z tym tytułem, pierwszy raz rozgrywka w pełnym trybie zasad, natomiast z twórczością Eklunda jesteśmy na Ty od lat.
W grze wcielamy się w liderów korporacji kosmicznych, naukowców, głowy państwa, a naszym celem jest kosmos. Możemy robić wszystko, a za cel obrać sobie każde ciało niebieskie na dużej planszy reprezentującej nasz Układ Słoneczny. Aby to osiągnąć, nabywamy części, a raczej patenty z marketu i komponujemy rakietę. Nie zawsze otrzymamy to co byśmy sobie zażyczyli, czasami trzeba iść na kompromisy albo zmieniać obrany cel misji. Możemy wyruszyć wcześniej i ryzykować, aby wyprzedzić konkurencję albo dopieścić nas projekt i mieć pewność, że solidna rakieta dobrze do celu. Stanowi to ważny element gry.
W drugiej połowie rozgrywki zauważyliśmy, że zamiast tylko konkurować ze sobą, dobrze też się dogadywać i zawierać umowy. Wymiana patentów, przysługa, pomoc w misji pomagały graczom w tym wymagającym dla ludzkości przedsięwzięciu jakim jest podróż i eksploracja kosmosu. Autor daje tutaj dużą swobodę graczom na negocjacje nad stołem i bardzo lubię takie rozwiązania.
Jest to jedna z najwyżej ocenianych pod względem złożoności gier planszowych w jakie miałem przyjemność zagrać. Czy zgadzam się z tak wysoką oceną? Tak i nie. Zasady w/g mnie są dość proste oraz intuicyjne pomimo tego, że trochę ich jest. Jednak ze względu ich tematyczność łatwo je przyswoić. Są logiczne, jedno wynika z drugiego, rzadko tu trafimy na abstrakcyjne mechaniki stworzone przez autora tylko po to, aby było wyzwanie. Wyzwanie stawiamy sobie my sami - gra oferuje nam ogromny wybór opcji oraz wiele dróg jak to osiągniemy. Bardzo przypadło mi to do gustu i faktycznie czułem się jak dowódca kosmicznej korporacji przed którym stoją dylematy jak osiągnąć sukces.
Im więcej czasu spędzaliśmy nad planszą, tym bardziej czuliśmy się pochłonięci przez kosmos oraz rozgrywkę. W tle grająca playlista tylko potęgowała ten efekt. To bardzo klimatyczna oraz tematyczna gra lub wręcz doświadczenie na planszy. Doświadczenie, którego nie znajdziemy w innych planszówkach. Np. misja ratunkowa do misji ratunkowej, którą podjął się kolega z pomocą innego gracza była wręcz epicka.
Po tej pierwszej rozgrywce było nam tylko i wyłącznie mało. Mamy ogromny apetyt na kolejną rozgrywkę i w najbliższą środę ponownie czwórka graczy z Sosnowca wyrusza na podbój kosmosu
.